Renata Śliwińska ze Skwierzyny wywalczyła srebrny medal w pchnięciu kulą w klasie F40, czyli dla osób niskorosłych. W finale konkursu MŚ w lekkiej atletyce osób niepełnosprawnych w Londynie aż cztery razy pobiła rekord życiowy!
Śliwińska to kolejna medalistka mistrzostw świata spod skrzydeł trenera Zbigniewa Lewkowicza, który wynalazł i wychował między innymi takich paraolimpijczyków jak Maciej Lepiato (dwukrotny złoty medalista igrzysk i rekordzista świata w skoku wzwyż), Bartek Tyszkowski (srebrny w Rio, wielokrotny mistrz i rekordzista świata w pchnięciu kulą i dysku) czy złoty medalista z Aten w kuli i dysku Tomasz Blatkiewicz.
– Renia pokazała w tym konkursie lwi pazur i zagotowała przeciwniczki. Już w pierwszym rzucie pobiła życiówkę uzyskując 6,94 m. W finałowej serii pierwszy raz w karierze przekroczyła barierę 7 metrów i ostatnie skończyła na 7,23. To fenomenalnie na kogoś, kto trenuje dopiero od półtora roku – cieszył się Lewkowicz.
Śliwińska miała szczęście, że jej rodzinna Skwierzyna leży 20 km od Gorzowa, gdzie Lewkowicz pracuje z niepełnosprawnymi w miejscowym Starcie. Prowadził wykłady na dyrektorów szkół w powiecie międzyrzeckim jak nauczać niepełnosprawnych. Wśród slajdów przewinął się Tyszkowski, który ma karłowatość. – Po spotkaniu jeden z dyrektorów zaczepił mnie, że zna dziewczynę, która nie bardzo wie co robić w życiu, a ma mnóstwo energii, jest dynamiczna i pozytywne nastawienie do świata. Spotkaliśmy się w Gorzowie i na pierwszych treningach zaiskrzyło. Od razu wiedziałem, że ma niezwykły talent do sportu.
Śliwińska opowiada, że od dziecka ciągnęło ją do sportu, ale głównie grała na podwórku z chłopakami w piłkę nożną. Jej wielkim idolem i inspiracją od lat jest Robert Lewandowski. Pchnięcie kulą? Zastrzegła trenerowi, że po pół roku treningów zdecyduje, że jej się to podoba.
– Ale przez pierwsze dwa miesiące zrobiła takie postępy, że jak zabraliśmy ją na mistrzostwa Europy w Grossetto to pobiła tam rekord świata w rzucie dyskiem! – mówi Lewkowicz. – Udowodniła nam, że jest takim fajterem, że pojechała też na igrzyska paraolimpijskie do Rio. Tam kategorie są połączone i Renia, która ma 125 cm wzrostu musiała walczyć z zawodniczkami wyższymi od siebie o 10-15 cm. Więc mimo że i tam zrobiła życiówkę, zajęła dopiero szóste miejsce. Ale z dzisiejszym wynikiem z Londynu miałaby w Rio brąz.
– Dziś to żałuję tylko że tak późno wzięłam się za sport paraolimpijski, miałam już 20 lat. Szkoda, że nie wcześniej. Wcześniej tylko szkoła, dom. Niespecjalnie lubiłam wychodzić, bo wiadomo jak przykre potrafią być ludzkie spojrzenia. Pewnie gdyby nie sport, skończyłabym szkołę handlową i była sprzedawczynią. Albo wyjechałabym za praca do Irlandii, bo sporo znajomych właśnie tam zarabia i byli chętni pomóc w organizacji. A tak trenuję ciężko od poniedziałku do piątku w Gorzowie, a w sobotę sama w Skwierzynie i mam z tego wielką satysfakcję – mówi Śliwińska.
Chciałabym, żeby ten mój srebrny medal i sukcesy sportowe były inspiracją dla innych niepełnosprawnych, którzy może wstydzą się wyjść z domu do ludzi, boją nieżyczliwych albo ciekawskich spojrzeń. Nie ukrywam, że sama też się kiedyś bałam. Nie wolno. Trzeba być silnym i lubić siebie. Mamy takie samo prawo do życia jak wszyscy inni. A osiągnąć możemy nawet więcej. Jestem żywym przykładem, że sport jest w stanie odmienić życie na lepsze – przekonuje Renia, która w trakcie naszej rozmowy odebrała telefon z gratulacjami od burmistrza Skwierzyny.
Michał Pol, Londyn