Piąte miejsce w biegu na 200 m kobiet po porażeniu mózgowym czterokończynowym zajęła na MŚ w lekkiej atletyce w Londynie 17-letnia Jagoda Kibil. Opowiada jak bieganie pozwoliło jej zaakceptować niepełnosprawność i polubić siebie
Zawodniczka trenera Jacka Szczygła, czasem 32,89 sek pobiła życiówkę. – Od dawna starałam się przełamać 33 sekundy i marzenie wreszcie się spełniło. I to właśnie na mistrzostwach świata! Nie mogłam sobie wybrać lepszego czasu i miejsca. Jestem w siódmym niebie. To zasługa trenera Jacka Szczygła, bo włożył w to prawdopodobnie więcej pracy ode mnie. Ja mam trudny charakterek, trzeba nade mną nieźle popracować. To jego zasługa, że w ogóle tu jestem. Że w ogóle biegam – przyznała szczerze za metą.
– Moja niepełnosprawność to dziecięce porażenie czterokończynowe. Niestety lekarze popełnili błąd przy porodzie i nastąpiło niedotlenienie mózgu. Dotknęło to zresztą również mojego brata bliźniaka. Lekarze nie dawali nam szans, że kiedykolwiek staniemy na nogi. Ale nasza mamusia jest strasznie uparta. Zawzięła się i tak nas sama rehabilitowała, że w wieku dwóch lat byliśmy w stanie stać. Przy drabince, koślawo, z powyginanymi kończynami, ale staliśmy. Lekarka kiedy to zobaczyła aż wybiegła z gabinetu w szoku po koleżanki, bo nie mogła uwierzyć. A po roku byliśmy już w stanie oboje chodzić – opowiada Jagoda.
Trener Szczygieł wypatrzył ją przypadkiem gdy przechodziła obok boiska lekkoatletycznego w Kozienicach, z których pochodzi. Zwróciła jego uwagę nierównym chodem, a przy tym jeszcze podbiegła. Dojrzał spory potencjał. – Widać było, że ma naturalny tzw ciąg do przodu – wspomina. Jagoda była wówczas w drugiej klasie gimnazjum. Niemal rok musiał namawiać ją na podejście treningów. Mama Jagody miała wątpliwości czy córka zdoła pogodzić naukę w szkole, rehabilitację i treningi. Ale to właśnie treningi okazały się najlepszą rehabilitacją.
– Jestem bardzo wdzięczna mamie za to, że się wtedy zgodziła, bo sport odmienił moje życie. Mam cel, poprawiam się z roku na rok, dostaję stypendium, które bardzo nam się przydaje, jeżdżę po świecie. Ci, którym kiedyś zdarzało się dokuczać mi z powodu mojego chodu, mojej choroby teraz mi zazdroszczą. W ogóle ludzie są dla mnie teraz bardziej sympatyczni. A nawet jak jeszcze czasem usłyszę jakiś hejt czy zaczepkę, to tylko się z tego śmieję: „a myśl se człowieku co chcesz” i idę dalej.
Bieganie zmieniło moje podejście do niepełnosprawności i do siebie samej. Kiedyś, pamiętam, byłam przekonana, że tacy ludzie jak ja nie osiągną nic. Płakałam leżąc w łóżku, że nic dobrego mnie w życiu nie czeka. Dziś lubię siebie i to co robię. Nie czuję się w niczym gorsza od pełnosprawnych, żadnemu z nich niczego nie zazdroszczę – mówi Jagoda.
Wspomina, że na pierwszym treningu przyglądała się treningom Szczygła z Aleksandrem Kossakowskim, mistrzem Europy na 1500 m. – Pytam trenera zdziwiona, że przecież mieli tu ćwiczyć niepełnosprawni, a on na to, że przecież Olek jest niewidomy. Co? W życiu bym się nie domyśliła. Skoro on tak świetnie sobie radzi w sporcie, to znaczy że i dla mnie jest szansa – pomyślałam.
Jagoda to podwójna mistrzyni świata juniorów. Teraz jej celem jest jak najlepszy występ na igrzyskach paraolimpijskich w Tokio. – Nie mówię, że medal, bo będzie trudno. Wiadomo, że to marzenie, ale konkurencja na moim dystansie jest bardzo duża, Australijka, Brytyjka, Chinka. Mam wrażenie, że ich niepełnosprawność jest nieco mniejsza od mojej – mówi.
Problemem jest lewa noga, którą Jagoda musiała poddać planowej operacji i z powodu komplikacji jeszcze nie wróciła do dawnej sprawności. – Gdy była dzieckiem, żeby ja spionizować skrócono jej ścięgno Achillesa. Kiedy już złapała wzrost dla odmiany musiano jej tego samego Achillesa wydłużyć, żeby mogła normalnie funkcjonować. Niestety po pierwsze została zarażona w szpitalu gronkowcem. Jest jest też duży zrost na bliźnie, która jest pogrubiona. Nie wiadomo czy nie będzie konieczna kolejna operacja – mówi trener Szczygieł.
– Mimo to Jagoda była w stanie bić na kolejnych zawodach życiówki. Do tego tu w Londynie pokonała jedną z doświadczonych Australijek. Ten wynik cztery lata temu na igrzyskach paraolimpijskich na tym samym stadionie dałby jej medal! To szalenie ambitna dziewczyna. Życie tak ostro dało jej w tyłek, że już jako nastolatka stała się lepszym fajterem niż wielu dorosłych. Jej losy nadają się na scenariusz filmowy, jeśli kiedyś będzie chciała szczerze o nich opowiedzieć – dodaje Szczygieł.
Michał Pol, Londyn