Pracowity, waleczny, niezłomny. A przy tym dobry przyjaciel oraz przesympatyczny i niesłychanie skromny człowiek. Często opisuje się tak osoby, których nagle wśród nas zabrakło. Jednak w przypadku Michała Dąbrowskiego ani jedno z tych słów nie jest na wyrost.
– Wiele było osób, które miały talent, ale nie poparły go pracą i gdzieś tam zaginęły jako średniacy. A Michał do swojego talentu, inteligencji, mądrości dołożył ogromnie dużo pracy. Stale się rozwijał – mówi Grzegorz Pluta, mistrz paralimpijski w szabli z Londynu.
To on w 2017 roku zauważył, że człowiek, który kilka lat po wypadku trafił do prowadzonego przez niego wraz ze Stefanem Makowskim Stowarzyszenia Szermierka Wołomin, to materiał na prawdziwego sportowca. Trzeba jednak przyznać, że nie od razu Michał zapałał miłością do tej dyscypliny.
– Przyszedł, zobaczył, stwierdził, że nie wie, czy to jest dla niego i nie za bardzo chciał wrócić – wspomina Grzegorz Pluta. – Ja jednak wydzwaniałem do niego, mówiłem: „przyjedź, zobaczysz”. Ale głównym „winowajcą” tego, co się stało, jest żona Michała, Basia, która zmobilizowała go do tego, żeby jednak przyjeżdżał i trenował. Do tego doszła jeszcze jego szwagierka, Asia, która przez pierwsze chyba pół roku przywoziła Michała na treningi, bo nie miał jeszcze dostosowanego samochodu.
Grzegorz Pluta nie był zdziwiony początkowym brakiem entuzjazmu. Sam lata wcześniej miał podobnie. Rozumiał też doskonale sytuację Michała.
– Trudno było mu się podnieść po wypadku – mówi. – Przez prawie trzy lata niemal nie wychodził z domu, gdzieś tam tylko wśród najbliższych się poruszał. Dopiero po tych trzech latach, jak przyszedł do nas na szermierkę, poczuł, że będąc osobą niepełnosprawną na wózku można normalnie żyć, spełniać swoje marzenia, realizować pasje. Szermierka dała mu takiego „kopa życiowego”.
Takiego szermierza długo nie będzie
Gdy już się do szermierki przekonał, Michał, wspierany przez kolejnych trenerów, włożył masę pracy w to, by być jak najlepszym. Znakomicie się w sporcie odnalazł.
– Po Michale widać było, że ma mocne papiery na to, żeby być znakomitym szermierzem – wspomina Grzegorz Pluta. – Podobało mi się jego podejście do pracy, on przede wszystkim rozumiał to wszystko, co mu się zadawało do zrobienia. Nie trzeba było powtarzać, on to po prostu robił. Wszystko mu przychodziło tak naturalnie. Do tego doszła jego niesamowita pracowitość. Życzyłbym sobie, żeby wszyscy zawodnicy tak pracowali nad sobą, jak Michał. On stale się poprawiał, chciał być coraz lepszy. Pracował nie tylko na treningu, lecz także w domu wykonywał ćwiczenia motoryczne, wzmacniające. Widać było, jak rósł szermierczo, jak stawał się coraz lepszym zawodnikiem.
Przyszły pierwsze sukcesy, medale zawodów pucharu świata, wreszcie podium mistrzostw Europy i świata. Medale zdobywał w szabli i szpadzie, a także we florecie.
– Jest jednym z najbardziej wszechstronnych szermierzy, jakich znam. Jest wyjątkowy, jest szermierzem, którego długo w Polsce nie będzie – mówi Adrian Castro, medalista igrzysk w Rio i Tokio.
Byli rywalami z planszy, ale i bliskimi przyjaciółmi.
– Na początku to było może jakieś tam koleżeństwo, ale później, z racji tego, że trenowaliśmy ze sobą coraz dłużej, jeździliśmy na zgrupowania, zawody, praktycznie zawsze byliśmy w tym samym pokoju, to spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu i w końcu przerodziło się to w przyjaźń, zżyliśmy się – wspomina. – Był bardzo przyjacielski i niezwykle pracowity. Do tego ta jego skromność, taka nieudawana, taka prawdziwa. Czasami była aż denerwująca. On nigdy nie pchał się, zawsze stał gdzieś na uboczu, nie lubił chodzić na tzw. salony, jakieś bankiety czy afiszować się medalami. To był zawsze taki skromny chłopak. Potrafił jednak rozmawiać, słuchać, można było z nim pogadać na każdy temat.
O sobie Michał myślał na samym końcu. Bardzo dbał o żonę i dzieci.
– Odmawiał sobie wszystkiego – opowiada Adrian Castro. – Potrafił jeździć 25-letnim samochodem. Powiedział, że nie będzie kupował nowego. I tak jeździł nim cały czas, to się wszystko sypało, on to naprawiał… To taki szczegół, ale wiele o nim mówi.
Kolejny cios
Obydwaj nasi znakomici zawodnicy celowali w medale zbliżających się igrzysk paralimpijskich w Paryżu. Jednak w listopadzie 2023 roku na Michała Dąbrowskiego spadł kolejny w jego życiu cios. Zdiagnozowano u niego nowotwór przewodów żółciowych wewnątrzwątrobowych. Natychmiast poddał się chemioterapii, okazało się jednak, że potrzebuje leku, który nie jest refundowany. Lek był bardzo drogi (koszt całej terapii to ok. 850 tys. zł), powstała więc internetowa zbiórka. Jej inicjatorem był Grzegorz Pluta.
– Zaczęliśmy tę zbiórkę, ona raz zwalniała, raz przyspieszała, szło to opornie, ale to było świadome, żeby nie zamknąć jej w miesiąc, dwa – bo można było tak zrobić – tylko żeby ona cały czas żyła – wspomina. – Chodziło o to, żeby przede wszystkim Michała zaangażować, żeby miał głowę zajętą nie tylko chorobą, ale też innymi sprawami. Wiele miał więc zajęć, co do których nie miał pojęcia, że były zorganizowane po to, żeby nie myślał tylko o chorobie. Wszyscy, którzy byli w to zaangażowani, wiedzieli, że ta zbiórka przyspieszy, i to bardzo mocno, jeżeli Michał zdobędzie medal igrzysk. Tak też się stało.
Michał Dąbrowski nie poddał się ciężkiej chorobie. Przetrwał cykl chemioterapii, rozpoczął leczenie wspomnianym lekiem. Zdążył wrócić do treningów, by wystartować w igrzyskach paralimpijskich w Paryżu. I to jak wystartować! Najpierw zdobył srebro w szabli (walkę o złoto przegrywając zaledwie jednym punktem), a potem brąz w szpadzie.
– To na pewno wykracza poza zwykłą wartość medalu, mając na uwadze okoliczności, w których Michał po nie sięgał – podkreśla Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paralimpijskiego. – Myślę, że nikt nie ma wątpliwości co do tego, że to jest wydarzenie bez precedensu, które można przywoływać jako przykład ludzkiej siły i determinacji. Dla mnie to były najcenniejsze medale w Paryżu, bez względu na ich kolor.
Zdaniem Grzegorza Pluty jest to o tyle wielkie osiągnięcie, że na igrzyska przyjeżdża cała światowa czołówka.
– Zdobyć medal na takiej imprezie to jest naprawdę duży wyczyn – podkreśla. – Tym bardziej, że igrzyska zawsze rządzą się swoimi prawami. Różne rzeczy tam się mogą wydarzyć. Jadą faworyci, przegrywają, trzeba też wytrzymać presję, która ciąży na zawodniku. Ale Michał był sportowcem, który nie bał się żadnych wyzwań, konsekwentnie dążył do celu, co pokazują właśnie jego nieprawdopodobne wyniki w Paryżu.
Scenariusz na film, ale…
Wszyscy zgodnie określają Michała Dąbrowskiego jako człowieka niezłomnego, walczącego do końca – tak na planszy, jak i w życiu. Stawiał czoło rywalom, stawił i nowotworowi. Walczył tak, jak tylko walczyć można. W tym nierównym boju panują jednak inne reguły, dalekie od fair play…
Michał Dąbrowski odszedł 13 listopada 2024 roku. Miał 38 lat.
– Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ten dzień nadejdzie, bo byliśmy w stałym kontakcie z rodziną Michała, zresztą odwiedzaliśmy go w szpitalu. Ale jak ta wiadomość gruchnęła, to się okazało, że jednak nie byliśmy gotowi, bo chyba nie można się do tego przygotować. To jest straszne. Czuje się taką dużą niesprawiedliwość i żal – mówi ze smutkiem Adrian Castro. – To jest tak trudne… Zwłaszcza że rozmawialiśmy praktycznie codziennie, więc jest bardzo ciężko, żeby nie powiedzieć cholernie ciężko, bo w zasadzie Michał był jak rodzina. Szczerze powiedziawszy, to chyba jeszcze nie dociera do nas, że jego już nie ma z nami. Jego życie układało się jak piękna historia, jak filmowy scenariusz, szkoda tylko, że zakończyła się nie tak, jak byśmy chcieli…
Także Łukasz Szeliga nie ma wątpliwości, że odszedł najwyższej próby zawodnik i człowiek.
– Straciliśmy prawdziwego sportowca, który się nigdy nie poddawał, który po porażce zbierał się i szykował do dalszej walki – podkreśla. – Podniósł się po złamaniu kręgosłupa, podniósł się po pierwszym rzucie choroby, walczył z kolejnym. Brak słów, żeby wyrazić pustkę, którą Michał zostawia po sobie, jestem jednak pewien, że cały ruch paralimpijski w Polsce mocno przeżył tę śmierć. Odchodzi ktoś w sile wieku, odchodzi ktoś, kto jest ojcem – to na pewno jeszcze pogłębia cały dramat tej sytuacji. Michał pozostanie w naszej pamięci, bo pokazał, jak się walczy – do samego końca, nigdy się nie poddając, pozostając przy tym człowiekiem. Jego postawa to dla nas prawdziwa lekcja człowieczeństwa. Myślę, że dla wielu przyszłych zawodników jego postać będzie prawdziwą inspiracją. A nam, tak po ludzku, będzie go po prostu brakować. Pogrążonej w smutku rodzinie składam wyrazy szczerego współczucia. Musi wskrzesić w sobie trochę tej siły, którą pokazał Michał w walce o swoje życie i wyniki sportowe.
Ze śmiercią Michała nie może się także pogodzić Grzegorz Pluta. Wie jednak, że teraz naszą rolą jest nie pozwolić światu o nim zapomnieć.
– Pamiętać, po prostu pamiętać, pomodlić się, zapalić świeczkę, pojechać przynajmniej raz w roku na grób – podkreśla. – Do tego mówić, nie zapominać o nim. My już mamy pewne plany, chcemy sprawić, by o Michale długo pamiętano. Na pewno je zrealizujemy i ta cała jego walka, całe jego życie nie pójdą w zapomnienie.
**
Ostatnie pożegnanie Michała Dąbrowskiego
Msza żałobna zostanie odprawiona 16 listopada 2024 roku (sobota) o godz. 11:00 w Kościele Parafialnym pw. Św. Józefa w Trąbkach (gmina Pilawa), po czym Ciało zostanie złożone na miejscowym cmentarzu.