Trzy złote medale, jeden srebrny i trzy brązowe. To dorobek reprezentacji Polski w szermierce na wózkach na mistrzostwach Europy, które w dniach 5-10 marca 2024 roku odbywały się w Paryżu.
– Występ ogólnie bardzo udany – ocenił Michał Morys, trener główny kadry szermierki na wózkach. – Przypomnę, że oprócz tego, że mamy siedem medali, to trzy z nich są złote. To też jest niezwykle ważne.
Absolutny prymat
Adrian Castro nie dał rywalom większych szans w turnieju indywidualnym szabli kat. B. W 1/8 finału wyższość naszego zawodnika musiał uznać Niemiec Tim Widmaier (15:3), a w ćwierćfinale – reprezentant gospodarzy, Marc-André Cratère (15:4).
Dopiero w półfinale wyżej poprzeczkę zawiesił Anton Dacko z Ukrainy, jednak i ten pojedynek zakończył się zwycięstwem reprezentanta Polski (15:10). W finale Adrian zadbał o to, by także i Brytyjczyk Dimitri Coutya nie mógł rozważać zwycięstwa. Skończyło się wynikiem 15:7 i w ten sposób Polak obronił tytuł zdobyty w 2022, a wcześniej także 2018 roku. Zdaniem trenera Morysa, można powiedzieć, że Adrian Castro zdobył to złoto w cuglach.
– Bez większego problemu – podkreślił trener. – To też był znak zapytania, nie ukrywam. Koniec listopada: wypadek, operacja i powrót, ale Adrian powrócił w naprawdę wielkim stylu. W żadnej walce nie było sytuacji, by ktoś mu rzeczywiście zagrażał. Pokazał, że w Europie ma absolutny prymat. Zresztą ma prymat także na świecie.
Być może pauza zdrowotna wcale nie podziałała na zawodnika negatywnie.
– Po takiej dłuższej przerwie radość z tego wszystkiego i chęć rywalizacji, trenowania wzrosły. Myślę, że to też miało wpływ na to, że tak dobrze mi się walczyło – zaznaczał Adrian Castro po wywalczeniu medalu. – Na igrzyskach muszę być w jeszcze lepszej dyspozycji. Czuję, że jest jeszcze zapas. Walczyło mi się jednak świetnie i jeśli taki dzień trafi się na igrzyskach, to nie będę miał nic przeciwko temu.
Kapitalny wyczyn
Złoto w szabli, w kat. A, zdobyła również Kinga Dróżdż. Także i ona wygrała cztery turniejowe pojedynki bez żadnych wątpliwości, broniąc w ten sposób tytułu mistrzyni Europy. Był to drugi złoty medal Kingi na tej imprezie, po tym wywalczonym z drużyną szpadzistek dzień wcześniej.
– To niesamowite uczucie, jestem bardzo zadowolona – cieszyła się reprezentantka Polski. – Daje mi to pewność siebie, bo potwierdziłam, że jestem najlepsza w Europie, czuję się doskonale, czuję, że mam szybkość. To dobry prognostyk dla mnie i potwierdzenie, że praca, którą wkładam w szermierkę, procentuje.
To jednak nie te dwa złote medale zrobiły w jej przypadku największe wrażenie na otoczeniu. Trener Morys przypomina dokonanie Kingi z półfinału turnieju drużynowego szablistek.
– 18 do 3! – trener nie mógł wyjść z podziwu.
Przyznał, że tylko raz widział coś podobnego, bardzo dawno temu na uniwersjadzie. Na co dzień takie rzeczy się jednak nie zdarzają. W końcówce półfinału z Gruzją Polki przegrywały już 27:40. Wtedy naprzeciw siebie usiadły rywalki z finału turnieju indywidualnego: Kinga i Nino Tibilaszwili. To był kolejny przykład na to, że w sporcie dopóki walka trwa, nie wolno przekreślać szans żadnej ze stron. Dość powiedzieć, że nasza zawodniczka pozwoliła koleżance z Gruzji zdobyć tylko trzy punkty. Sama zdobyła ich natomiast aż 18, co dało zwycięstwo Polkom.
– Tu mówimy o dwóch zawodniczkach z absolutnej czołówki światowej, mistrzyni i wicemistrzyni Europy! – podkreślił trener Morys. – Kapitalny wyczyn.
Finał z Ukrainkami również był bardzo emocjonujący, jednak to rywalki wygrały ostatecznie jednym trafieniem. Nasze szablistki w składzie: Kinga Dróżdż, Marta Fidrych, Jadwiga Pacek i Karolina Strawińska zdobyły w ten sposób srebrny medal.
Walczyła koncertowo
Złoty w niemal tym samym składzie (z Patrycją Haręzą zamiast Jadwigi Pacek) zdobyły za to w szpadzie, potwierdzając swoją dominację. W półfinale przeciwko Ukrainkom Polki przegrywały już 38:40. Wtedy do walki przystąpiły Fidrych i Jewhenija Breus.
Pierwsze dwa punkty zdobyła Polka. To oznaczało remis 40:40. Następne dwa padły z kolei łupem Ukrainki. Rywalki znów odskoczyły, wkrótce wygrywały nawet 44:42. Każde trafienie Breus oznaczało w tym momencie porażkę Polek.
A jednak to Fidrych zdobywała punkt po punkcie i doprowadziła do remisu 44:44. Do końca pozostało 15 sekund, ale ostatnie starcie trwało jakby wieczność. Nasza zawodniczka zepchnęła rywalkę do głębokiej defensywy i dosłownie dwie sekundy przed końcem zadała zwycięskie trafienie! Wynik 45:44 oznaczał, że to Polska miała walczyć o złoto.
– Nie patrzyłam na wynik – mówiła o emocjonującej końcówce Marta Fidrych. – Starałam się po prostu zadać trafienie i samej go nie otrzymać. To był mój cel, a wynik był jakby obok. Po co się dodatkowo stresować?
Finał z Francuzkami był mniej emocjonujący. Polki prowadziły przez całe spotkanie, które wygrały 45:37, zdobywając złoty medal.
– Trzeba pamiętać, że nasze szpadzistki są numerem jeden na liście światowej, to jest bardzo istotne – zaznaczył trener Michał Morys. – Bardzo ładnie powalczyły wszystkie zawodniczki. Znakomite walki toczyła Marta, która chciała się jakby odegrać za poprzedni dzień, kiedy zdobyła brąz. Walczyła naprawdę koncertowo.
Odważnie, dzielnie, bez lęku
Wspomniana Marta Fidrych faktycznie zdobyła wcześniej brązowy medal w szpadzie kat. A. W półfinale przegrała 10:15 z Jewheniją Breus z Ukrainy, tą samą, którą pokonała w końcówce półfinału turnieju drużynowego.
– To nie jest zawodniczka, z którą Marta musiała przegrać – zaznaczył trener kadry. – Uważam, że to było do zrobienia, ale dwie, trzy akcje taktycznie nie wyszły, a potem jakaś taka niemoc… Trudno powiedzieć, bo później w turnieju drużynowym Marta się odegrała. W danej chwili po prostu Ukrainka była lepsza i wygrała, ale nie przywiązywałbym się do myśli, że jest lepsza.
Prawdziwym odkryciem tych mistrzostw Europy okazała się jednak koleżanka Marty Fidrych z drużyny.
– Sporą niespodziankę sprawiła, w sumie dwa lata uprawiająca szermierkę, Karolina Strawińska, która w dwóch turniejach indywidualnych zdobyła brązowe medale, w szpadzie i w szabli kat. B – podkreślił Michał Morys. – Między innymi dzięki temu awansowała do drużyn i z nimi zdobyła srebro i złoto. Wyjątkowo udany występ. W czterech startach cztery medale. To się nie zdarza codziennie.
Zdaniem trenera kadry zawodniczka musi jeszcze dużo pracować, ale potencjał ma ogromny. Okazała się też bardzo mocna mentalnie.
– Odważnie, dzielnie, bez lęku, bez kompleksów – podsumował jej występy.
Także sama zawodniczka uważa, że jej dyspozycja idzie w górę.
– Wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana, że robiliśmy z trenerami wszystko, żeby jak najlepiej wypaść na tej imprezie. Czułam, że forma idzie w górę – podkreśliła poczwórna medalistka paryskich mistrzostw Europy. – Coraz więcej potrafię, coraz więcej rozumiem w szermierce. Potrzebuję tylko bardziej „owalczyć się”, żeby wygrywać z najlepszymi.
Trzecie miejsce w klasyfikacji
Z trzema złotymi krążkami, jednym srebrnym i trzema brązowymi Polska zajęła trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej mistrzostw Europy w Paryżu.
– To było to, co można było, z optymizmem, wyliczyć i czego można się było spodziewać – podsumował występ kadry trener Michał Morys.
Pierwsze miejsce w klasyfikacji wywalczyła Ukraina (7 złotych medali, 3 srebrne i 8 brązowych), a drugie Wielka Brytania (5 złotych krążków, 2 srebra i brąz).