Złoto Kingi Dróżdż, brąz Karoliny Strawińskiej oraz srebro tych zawodniczek, zdobyte wspólnie z Martą Fidrych i Jadwigą Pacek. To wyniki trzeciego i czwartego dnia mistrzostw Europy w szermierce na wózkach, które do 10 marca 2024 r. trwają w Paryżu.
15 do: 4, 3, 6 i 7. Tak wyglądała czwartkowa droga Kingi Dróżdż do obrony tytułu mistrzyni Europy w szabli kat. A. Wszystkie cztery pojedynki nie były jednak tak proste, jak mogłyby sugerować wyniki.
Wspólne treningi z koleżanką z kadry, Martą Fidrych (przeciwniczką z 1/8 finału), a także z Gruzinkami Gwancą Zadiszwili (z którą Kinga spotkała się w ćwierćfinale) i Nino Tibilaszwili (rywalką z finału) skutkują wzajemną znajomością atutów i słabości.
– Wiedziałam, że nie mogę dać się zaskoczyć, bo Nina, z którą walczyłam w finale, jest bardzo szybką zawodniczką, więc trzeba było nad tym zapanować i „walczyć swoje” – podkreśla Kinga. – Założyliśmy więc z trenerem, że bazujemy na defensywie i późniejszym ataku, żeby nie atakować w pierwsze tempo.
Po wywalczonym w środę mistrzostwie Europy z drużyną w szpadzie to drugi złoty medal Kingi Dróżdż na tych zawodach. Sukces indywidualny smakuje szczególnie.
– Miałam dzisiaj dosyć nietypowe pojedynki, bo pierwszy stoczyłam ze swoją koleżanką z teamu, a takie walki nie należą do łatwych – mówi nasza reprezentantka. – Dwa pojedynki miałam z Gruzinkami, z którymi bardzo dużo trenuję, przyjaźnimy się, są dla mnie trochę jak siostry, więc to też mentalnie nie były łatwe walki. Natomiast w pojedynku z Ukrainką wiedziałam, że muszę zrobić swoją robotę, narzucić swoje tempo i swoje warunki. Takim sposobem obroniłam mistrzostwo Europy.
– To niesamowite uczucie, jestem bardzo zadowolona – cieszy się reprezentantka Polski. – Daje mi to pewność siebie, bo potwierdziłam, że jestem najlepsza w Europie, czuję się doskonale, czuję, że mam szybkość. To dobry prognostyk dla mnie i potwierdzenie, że praca, którą wkładam w szermierkę, procentuje.
Forma idzie w górę
Procentuje też praca, którą od dosłownie paru lat wykonuje Karolina Strawińska. Mistrzyni Europy w rzucie dyskiem z 2021 roku, za namową mistrza paralimpijskiego z Londynu, Grzegorza Pluty, zmieniła dyscyplinę na szermierkę na wózkach i nie żałuje. Pierwszego dnia odbywających się w Paryżu zawodów zdobyła brąz w szpadzie, drugiego dnia wywalczyła złoto z drużyną szpadzistek, a trzeciego – kolejny brązowy medal, tym razem w szabli.
– Wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana, że robiliśmy z trenerami wszystko, żeby jak najlepiej wypaść na tej imprezie. Czułam, że forma idzie w górę – podkreśla medalistka, występująca w kat. B. – Coraz więcej potrafię, coraz więcej rozumiem w szermierce. Potrzebuję tylko bardziej „owalczyć się”, żeby wygrywać z najlepszymi.
Po walkach grupowych w 1/8 finału wpadła na rodaczkę, Jadwigę Pacek. Pokonała ją 15:12.
– W takich pojedynkach największe znaczenie ma to, kto zaryzykuje, bo tak naprawdę wszystko o sobie wiemy – opowiada Karolina. – Zaryzykowałam i udało się wygrać.
W ćwierćfinale czekała Węgierka Boglarka Mezö, z którą Polka do tej pory przegrywała. Nie było to łatwe spotkanie, jednak tym razem to nasza zawodniczka była górą, zwyciężając 15:8. O wejście do finału musiała stoczyć walkę z Gruzinką Irmą Checuriani.
– Do przerwy wynik był wyrównany, po przerwie było chyba 9:8 dla Irmy, ale potem ona zmieniła sposób walki i już nie umiałam na to odpowiedzieć – opowiada Karolina. – Nie wiedziałam, co mogę dalej zrobić. Zaczęła mi moje natarcia odbijać od dołu. To jest doświadczona zawodniczka, ja jeszcze nie mam takiego „owalczenia”, to jest tak naprawdę mój drugi rok startów.
Piorunujący finisz
W sobotę Karolina Strawińska kończy 27 lat. Co więc mogło być najlepszym prezentem, poza trzema medalami? Czwarty krążek! W piątek drużyna szablistek w składzie: Kinga Dróżdż, Marta Fidrych, Jadwiga Pacek i Strawińska zdobyła srebrny medal, a mistrzostwo Europy było dosłownie na wyciągnięcie klingi.
Zaczęło się od zwycięstwa z Francuzkami 45:35, natomiast niezwykle emocjonujący okazał się półfinał z Gruzją. Wiele wskazywało na to, że to rywalki powalczą o złoto. W końcówce Polki przegrywały już 27:40. Wtedy naprzeciw siebie usiadły rywalki z finału turnieju indywidualnego: Dróżdż i Tibilaszwili.
To był kolejny przykład na to, że w sporcie dopóki walka trwa, nie wolno przekreślać szans żadnej ze stron. Dość powiedzieć, że nasza zawodniczka pozwoliła koleżance z Gruzji zdobyć tylko trzy punkty. Sama zdobyła ich natomiast aż 18, co dało zwycięstwo Polkom!
– Sama byłam w szoku, że udało mi się to zrobić – śmieje się Kinga Dróżdż. – Strata była dosyć duża i szczerze mówiąc nie wierzyłam w to, że to się uda, ale walka się tak ułożyła, że to ja zdominowałam Gruzinkę, która była zupełnie bezradna. No i wygrałyśmy ten mecz.
Nasza zawodniczka podkreśla, że turniej drużynowy rządzi się swoimi prawami. Sprawdza się w nim zasada „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Każdy stara się dołożyć od siebie jak najwięcej.
– Po prostu wiedziałam, że muszę zadawać każde kolejne trafienie – opowiada Kinga. – Rozbiłam ją trochę. Było widać, że już nie wie, co robić, bo wszystko, co robiła, nie wychodziło. Takim sposobem zdobyłam 18 punktów…
Decydowało ostatnie starcie
Równie emocjonujący był finał przeciwko Ukrainie. Niemal po każdym pojedynku zwycięstwo przechodziło z rąk do rąk. Do ostatniej walki, przy wyniku 40:38 dla rywalek, przystąpiła Kinga Dróżdż. Naprzeciwko siebie miała Jewheniję Breus, którą dzień wcześniej pokonała w półfinale turnieju indywidualnego.
Polka doprowadziła do remisu 40:40 i w końcówce spotkanie było bardzo wyrównane. Zrobiło się 44:44 i o zwycięstwie jednej z drużyn miało zadecydować ostatnie starcie. Tym razem to jednak Ukrainka była w końcówce minimalnie bardziej skuteczna.
– Niestety, ostatnie trafienie zadała Ukrainka. Chciałam zaryzykować, byłam pewna swojej akcji, ale… taki jest sport. Nie wyszło tym razem – mówi nasza zawodniczka. – Szkoda oczywiście, zwłaszcza że spoczywała na mnie odpowiedzialność za skończenie tego meczu. Nie zawsze się wygrywa. Mamy jakąś nauczkę na przyszłość. Ale generalnie uważam zawody za bardzo udane. Przyznam szczerze, że nie spodziewałyśmy się takiego wyniku. Byłyśmy dzisiaj w bardzo dobrej dyspozycji. Zresztą od początku ten turniej nas niesie dobrą atmosferą i wzajemnym napędzaniem się. Jesteśmy bardzo zadowolone. Wracam z trzema medalami. To jest super osiągnięcie!
Także w piątek czwarte miejsce zajęła drużyna florecistów w składzie: Patryk Banach, Adrian Castro, Michał Nalewajek, Dariusz Pender.
Po czterech dniach rywalizacji Polska ma już siedem medali – trzy złote (Kinga Dróżdż w szabli kat. A, Adrian Castro w szabli kat. B oraz drużyna szpadzistek), srebrny (drużyna szablistek) i trzy brązowe (Karolina Strawińska w szpadzie i szabli kat. B oraz Marta Fidrych w szpadzie kat. A).