Złoto i srebro – to efekt startu polskich biegaczy w piątek na Paralekkoatletycznych Mistrzostwach Świata w Paryżu! Na 1500 m (T20) najlepsza była Barbara Bieganowska-Zając, a na 400 m (T37) drugie miejsce wywalczył Michał Kotkowski.
– Nie wyobrażam sobie siedzieć w domu i odpoczywać. Póki zdrowie pozwoli, będę cały czas aktywna! – mówiła parę lat temu Barbara.
Nie jest to dobra informacja dla rywalek, które od niepamiętnych czasów na finiszu biegu zazwyczaj oglądają jej plecy. Tak było też w piątek, 14 lipca, w Paryżu.
Od początku bieg na 1500 m (T20) prowadziły: Barbara Bieganowska-Zając, Brazylijka Antonia Keyla da Silva, Ukrainka Liudmyła Danylina i Brytyjka Hannah Taunton. Inne zawodniczki próbowały doszlusować, ale ich wysiłki spełzły na niczym. Groźna wydawała się zwłaszcza da Silva, z którą Barbara przez większość dystansu biegła bark w bark – nasza zawodniczka po wewnętrznej stronie bieżni, Brazylijka bardziej na zewnątrz.
Do mety zostało ok. 200 metrów, gdy Polka włączyła wyższy bieg i odsadziła rywalki. Także da Silva nie wytrzymała tempa, zwłaszcza że na ostatnich kilkudziesięciu metrach Barbara jakby jeszcze przyspieszyła. Wygrała z ogromną przewagą i ze swoim najlepszym w tym sezonie czasem 4.28,66, jedynie o 0,08 sek. gorszym od jej własnego rekordu mistrzostw świata. Da Silva zajęła drugie miejsce, a trzecia była Ukrainka, która po pięknej walce na finiszu minimalnie wyprzedziła Brytyjkę.
– Wiedziałam, że jestem mocno przygotowana – mówiła polska mistrzyni tuż po biegu. – Ostatnio na obozie w Szklarskiej Porębie mój trener, Mariusz Żabiński, mówił, że mam się nie bać, pobiec odważnie, ale kontrolować bieg. Tak właśnie zrobiłam, kontrolowałam bieg od początku do samego końca i taktycznie też go dobrze rozpracowałam. Dokładnie tak, jak chciałam.
Barbara przyznaje, że przestała liczyć, ile do tej pory zdobyła medali najważniejszych międzynarodowych imprez. Pierwszy złoty to ten na 800 m z mistrzostw świata w 1998 roku, a więc 25 lat temu! Bywało, że w zasadzie nie schodziła z najwyższego stopnia podium, jak na mistrzostwach świata w 2015, gdy wygrała biegi na 400, 800 i 1500 m.
Zawsze miała talent do biegania, a także świetną kondycję. Odkrył to Janusz Korcela, nauczyciel WF-u w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Grodkowie, do którego trafiła, gdy miała 9 lat. Dwa lata wcześniej w kopalni zginął jej tata. Mama została sama z sześciorgiem dzieci. Rodzinna tragedia nie pozostała bez wpływu na małą Basię, która już wcześniej miała problemy ze skupieniem się i z nauką. Zrobiono jej badania, orzeczono lekki stopień niepełnosprawności intelektualnej. Ośrodek z internatem w Grodkowie wydawał się wówczas najlepszym rozwiązaniem.
Być może to po ojcu odziedziczyła „gen aktywności”. Od zawsze wszędzie było jej pełno. Nauczyciel WF-u zabrał ją więc w 1994 roku na bieg uliczny. Wygrała kategorię dzieci. Niedługo później były mistrzostwa województwa. Przez pomyłkę wystartowała w kategorii starszych od siebie biegaczek i nie dała im szans. Taki występ był niezgodny z regulaminem, więc ją zdyskwalifikowano. Dziesięć minut później pobiegła raz jeszcze, już w swojej kategorii wiekowej, i… znów wygrała.
Taki talent nie zdarza się często. Zaczęły się obozy sportowe, mistrzostwa Polski w kolejnych kategoriach wiekowych. Barbara zaczęła też startować z osobami z niepełnosprawnościami, a ze Związkiem „Sprawni-Razem” wyjeżdżać na zawody za granicę. Szybko przyszły międzynarodowe sukcesy, które trwają do dziś.
I najpewniej jeszcze potrwają.
– Za rok są igrzyska paralimpijskie, właśnie tu, w Paryżu, i na pewno przygotuję się do nich jeszcze lepiej, bo moje rywalki nie śpią – zapowiedziała Barbara po finałowym biegu. – Nie ukrywam, mam swoje lata, dziewczyny są ode mnie trochę młodsze, ale się nie poddaję, jestem waleczna i taka będę.
Z dedykacją dla bliskich
Michał Kotkowski nie był zadowolony po środowym finałowym biegu na 200 m. Zajął szóste miejsce, z czasem dalekim od ideału. Wiadomo było, że jakiś czas temu nabawił się kontuzji, która zaburzyła cykl przygotowań.
– To nie była jakaś superpoważna kontuzja, natomiast trzeba było „spowolnić” trening – tłumaczył. – Trenowałem, ale na trochę mniejszych obciążeniach.
Nie szukał jednak wymówek. Po nieudanym finale na 200 m obiecał lepszy występ na dystansie dwukrotnie dłuższym. Słowa dotrzymał.
Do finału 400 m (T37) awansował z trzecim czasem eliminacji. W finale wystartował mocno, lecz rywale też nie próżnowali. W połowie biegu Polakowi zaczął trochę „odjeżdżać” Jarosław Okapinski z Ukrainy, lecz na wirażu nasz zawodnik zredukował przewagę. Mocno trzymał się też Brazylijczyk Bartolomeu da Silva.
Na ostatnią prostą trzej najlepsi zawodnicy wbiegli niemal w linii: na trzecim torze da Silva, na czwartym Kotkowski i na piątym Okapinski, przy czym to Brazylijczyk był na niewielkim prowadzeniu. Polak z Ukraińcem szybko go dogonili i to między nimi rozegrała się walka o złoto. Wygrał ją Okapinski, Kotkowski musiał się zadowolić srebrem, a da Silva skończył na trzecim miejscu. Zawodnik z Ukrainy pobił przy tym swoją „życiówkę” (52,23), a Polak i Brazylijczyk uzyskali najlepsze wyniki w tym sezonie (odpowiednio: 52,62 i 53,04).
– 400 to jest mój dystans, w tym się specjalizuję i wyniki mówią same za siebie – mówił Michał Kotkowski po biegu. – Jestem zadowolony.
Zdobyty medal zadedykował swoim bliskim – narzeczonej i rodzicom. To rodzice wysłali go kiedyś na pływalnię, co zaowocowało decyzją o uczęszczaniu do gimnazjum sportowego. Tam do pływania doszło bieganie. W jednym z biegów ulicznych wypatrzył Michała trener Andrzej Wróbel i dalej już poszło…
Podczas paryskich mistrzostw narzeczona i rodzice pomogli mu poradzić sobie ze stresem.
– O dziwo, podczas eliminacji jakoś bardzo się stresowałem, chyba jeszcze ten lekki „dołek” po 200 metrach mnie trzymał, natomiast już w finale starałem się myśleć pozytywnie – podkreślił Michał. – To jest zasługa moich najbliższych, którzy starali się wbić mi do łba pozytywne nastawienie – i za to im bardzo dziękuję. Każdy z nich dołożył cegiełkę do tego medalu, więc każdy jest tym medalistą razem ze mną.
Przetarcie przed kulą
W piątek odbył się też finał rzutu dyskiem w klasie F41, łączonej z klasą F40. Wzięła w nim udział Renata Śliwińska, która była zdecydowanie najlepsza spośród zawodniczek z klasy F40. W piątej próbie uzyskała odległość 24,73 m, ustanawiając rekord mistrzostw świata w swojej klasie. Starczyło do zajęcia siódmego miejsca. Wygrała Tunezyjka Raoua Tlili, rzucając równo 37 metrów.
– Było dobrze technicznie, drobne błędy zostały wyeliminowane – mówiła po konkursie. – Jest mały niedosyt, do rekordu świata brakowało 4 cm…
Nie ukrywała, że nie był to jej najważniejszy start w Paryżu.
– To było takie lekkie przetarcie przed kulą, którą mam w poniedziałek – tłumaczyła. – Zobaczymy, jak będzie.
Poniedziałkowe pchnięcie kulą będzie już rozgrywane w jej klasie F40, a w niej Śliwińska jest rekordzistką świata (9,20 m uzyskane rok temu) i tegoroczną liderką światowych list (8,75 m uzyskane pod koniec maja).
Terminarz na czwartek
W sobotę, 15 lipca, o medale powalczą:
- od godz. 9:04 Faustyna Kotłowska w pchnięciu kulą (F64),
- od godz. 9:08 Mirosław Madzia w rzucie dyskiem (F11),
- od godz. 10:04 Mateusz Owczarek w skoku w dal (T37),
- od godz. 11:02 Klaudia Maliszewska w pchnięciu kulą (F35),
- od godz. 18:30 Joanna Oleksiuk w pchnięciu kulą (F33),
- od godz. 18:48 Marek Wietecki w rzucie oszczepem (F13).
Po piątkowych konkurencjach Polska wciąż zajmuje 11. miejsce w klasyfikacji medalowej mistrzostw świata z trzema złotymi medalami, sześcioma srebrnymi i dwoma brązowymi. Zawody potrwają do 17 lipca.
**
Wyjazd na Mistrzostwa Świata w Paralekkoatletyce został dofinansowany ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki.